#1 2015-09-20 23:14:04

TheNero

Administrator

Zarejestrowany: 2013-04-26
Posty: 32
Punktów :   

KARTATARAWMWNOUUUUUUUJAAAAACHUUJ

[font=Times New Roman][align=center][size=x-large]?[/size][/align][/font]
[font=Times New Roman][size=large][align=center]Informacje główne:[/align][/size]
[align=center]Imię i nazwisko: Feradan de Lightbringer
Wiek: 26 lat
Pochodzenie: Wschodni Archipelag
Wiara:Przez długi okres życia wyznawał Adanosa. Teraz odczuwa, że żadnemu z trzech bogów nigdy nie zależało na ludziach.[/align][/font]



[size=large][align=center]Wygląd:[/align][/size]
[align=center]Feradan to dobrze zbudowany i całkiem wysoki mężczyzna. Posiada długie włosy o kruczoczarnym kolorze oraz szare oczy. Zwykle chodzi odziany w futrzany strój z zarzuconą na barki tkaniną. Porusza się w sposób leniwy i powolny, ale posiadający swego rodzaju majestat.

[/align]


[size=large][align=center]Osobowość:[/align][/size]
[align=center]Z reguły snuje się samotnie, gdzie tylko może. Posiada cyniczne usposobienie. Całymi dniami wspomina przeszłość, upijając się w gospodach i karczmach. Jest niezwykle arogancki i nieco oschły. Cudem byłoby sprawić, że otworzyłby się przed kimś ze swoich problemów. Ze względu na chłodne podejście i często wykazywaną bezlitosność zarówno w dyskusjach, jak i w walce, może wydawać się być niezwykle okrutną osobą. Mimo to nie ma w zwyczaju stać obojętnie na widok krzywd niewinnych.
Bystrzejszy rozmówca i obserwator zauważy, że pomimo częstego śmiania się, Feradan jest osobą bardzo mroczną i ponurą. Jest samotnikiem, indywidualistą, który nieufnie i z dystansem podchodzi do innych.[/align]



[size=large][align=center]Nastawienie do poznanych osób:[/align][/size]



[size=x-small]Nienawiść
Wrogość
Nieufność
Obojętność
Dobre zdanie
Zaufany
Przyjaciel
Braterstwo[/align][/size]




[align=center][size=x-large]Historia:[/size][/align]

== Rozdział I ==
Feradan przechadzał się po gęstym lesie Macindal, poszukując jakiegoś stada wilków. Uznał, że jego szanse na spotkanie samotnego, młodego wilka są bardzo nikłe, więc powinien wykraść jakieś młode ze stada. Przekroczył przewalony na ziemię, zamszony pień starego dębu, gdy wtem usłyszał wilcze skomlenie. Zwrócił się w kierunku, z którego dobiegł dźwięk, gdy nagle u stóp młodzieńca znalazł się młody wilk o kruczoczarnym futrze. Wyglądał na przerażonego i zdezorientowanego. Feradan uklękł nad zwierzęciem, które w odruchu obronnym ugryzło go w dłoń. Chłopak zaklnął sycząc, starając się stłumić ból, by nie spłoszyć zwierzęcia.
Wtem przypomniał sobie o kawałku suszonego mięsa, jakie zostało mu z posiłku. Sięgnął ostrożnym, spokojnym ruchem do torby, z której następnie wyjął mięso i położył między sobą a wilkiem.
-No chodź, młody... - wyszeptał do wilka, uśmiechając się.
Szczenię zmieszało się trochę, po czym niepewnie podeszło do jedzenia i odgryzło kawałek. Potem następny kęs i następny, aż zjadło wszystko. Wtedy młody Lightbringer wystawił spokojnym ruchem swą rękę przed zwierzę, które powąchało nieufnie dłoń.
-Spokojnie... Chcesz więcej mięsa? Chodź tu... - powiedzał przemiłym głosem.
Wilk szczeknął cicho, jak gdyby zrozumiał i podszedł bliżej. Feradan wykorzystał okazję i położył dłoń na łebku szczeniaka, który uchylił się nieufnie, lecz potem podszedł bliżej niepewnie.
-No... chodź. Załatwimy ci więcej mięsa.
Młodzieniec zabrał zwierzę ze sobą, wracając do obozu Watahy. Gdy tylko minął pierwszy namiot, zatrzymał go dowódca oddziału.
-Macindalski-czarny? Gdzieś go znalazł? To jeden z najrzadszych okazów!
-Wpadł na mnie. Mam szczęście.
-Owszem... Widziałeś się już bratem?
-Dopiero wróciłem.
-Znalazł wilka świetlistego. To zwierze idealnie pasuje do waszego rodu.
-Zapewne. Z kim będziemy w oddziale?
-Z Winter Wolfem, tutejszym Greywolfem i niejakim Foxem. Znajdziesz ich przy namiocie Matteo.
Feradan kiwnął głową na pożegnanie, po czym udał się w kierunku, który wskazał mu dowódca.
-Ty jesteś tym piątym? - zapytał średniego wzrostu mężczyzna z lekko kręconymi włosami i dziennym zarostem - Ja jestem Greywolf.
-Miło poznać. Ja jestem Feradan Lightbringer.
-Brat Matteo?
-Mhm...
-Świetnie! W naszym oddziale jest jeszcze Winter Wolf - powiedział, wskazując na wysokiego nordmarczyka o jasnych włosach - oraz Fox.
    Następny rok Feradan spędził na spędzaniu czasu ze swym oddziałem, a także tresując swojego wilka, któremu nadał imię Shade.



== Rozdział II ==
Następne kilka lat Feradan spędził walcząc u boku swych towarzyszy. Działali zaczepnie, atakując tyły wroga. Rzadko uczestniczyli w bitwach, lecz teraz nadchodziła chwila, w której miało się to zmienić. Armia macindalska dotarła do Vienny, stolicy Archolos i oblężyła miasto. Szturm miał nastąpić, gdy tylko wszystkie jednostki zgłoszą się do dowódców oblężenia.
Wataha, która dotychczas działała głównie na ziemiach Macindal i Laran, zmuszona została, by wypłynąć na Archolos.
-Nareszcie opuszczamy tę cholerne bagna - powiedział do siebie Winter Wolf, opierając się o burtę statku i wpatrując się w Laran.
-Prawda. Nigdy nie byłem tak pogryziony przez cholerne moskity - odparł Fox, drapiąc się po karku.
-Widzieliście gdzieś Feradana? - zapytał Greywolf, podchodząc do towarzyszy.
-Sprawdzałeś w jego kajucie?
-A jak myślisz?
-To może ładownia?
-Mhm, sprawdzę - powiedział, odchodząc.
Nim Greywolf zdążył zejść do ładowni, dobiegły go jakieś pijackie okrzyki i dźwięki lutni. W ładowni ujrzał Feradana, grającego na instrumencie, oraz Matteo, który trzymając w dłoni butelkę piwa, wykrzykiwał:

''"Wielka sława to żart
Król czapki błazna wart
Złoto toczy się w krąg
Z rąk do rąk, z rąk do rąk!

Powaga to głupi żart
Lord pary wideł wart
Po kuflu piwa dla nas!
Wypijmy za lepszy czas!"''

-Wybaczcie, że przeszkadzam, ale nie mam zamiaru samotnie sprzątać po waszym zarzyganiu kajuty kapitańskiej.
-Nie sprzątaj więc - zawołał Feradan.
-Chętnie, ale wtedy kapitan statku zamorduje nas, nim zdążymy pozdychać pod Vienną.
-Niech sobie morduje. Poczekamy przy tych butelkach piwa.
Greywolf westchnął z rezygnacją, zbliżając się do Lightbringerów
-No dobra. Zróbcie miejsce. Też poczekam na swą śmierć przy kuflu piwa.
-I tak trzymać! - zawołał Matteo, chwiejąc się, po czym począł wdrapywać się na stos skrzynek, krzycząc:
-Jestem kurewskim królem tej łajby!

'''*'''

Trójkę przyjaciół zbudziły nawoływania z pokładu. Z trudem wstali, walcząc z kacem i wspięli się po schodach.
-Nie dożyję jutra - zajęczał Matteo, łapiąc się za czoło.
-Od bólu głowy po przepiciu nikt jeszcze nie umarł.
-Smutne... Chciałbym być pierwszy.
Na pokładzie przywitali ich towarzysze broni i wyjaśnili, wskazali na załogę, która cumowała właśnie do portu pod dworem rodu Blacków, na Archolos.
-Już jesteśmy? Szybko poszło... - zastanowił się Greywolf
-A co? Spodziewałeś się kilkuletniej żeglugi? - zapytał z ironią Fox.
-Skądże! Kilkudziesięcioletniej co najmniej! - wybuchnął śmiechem Greywolf.
-Czyj to dwór? - zapytał Feradan.
-To ty tu jesteś szlachciem. Powinieneś znać herby rodów - odparł Winter Wolf, pokazując palcem na flagę powiejającą na wieży dworu.
-Uważasz, że słuchałem, co mówił ten  stary grzyb, który jedyne co robił, to uczenie mnie rodów i przylizywanie się mojemu ojcu?
-Ród Blacków. Aktualny lord - Samael Black - wyrecytował melodyjnie Matteo.
-Jak to możliwe, że czegoś się nauczyłeś? - zapytał z niedowierzaniem Feradan.
-Nie nauczyłem. Zapamiętałem ten ród, bo przypadkiem zalałem winem księgę rodów właśnie na stronie o Blackach.
-Dobra, chodźcie. Blackowie nie uczestniczą w konflikcie. Może dadzą nam coś do jedzenia i ugoszczą - przerwał im Winter Wolf.
Jak się nordmarczyk spodziewał, Samael gościnnie przywitał zwiadowców, zapraszając ich do stołu.
-A więc ta cała wojna zmierza wreszcie ku końcowi? - zapytał się Watahy, odcinając nożem kawałek udka kurczaka.
-Owszem. Zdobycie Vienny powinno załatwić sprawę.
-Dobrze to słyszeć. Ten głupi konflikt nie służył żadnej ze stron, a tym bardziej niezamieszanym w niego osobom.
-Prawda... - odpowiedział Feradan, ziewając i przymrużając oczy.
-Dobrze się czujesz? - zatroskał się Black, zauważając złe samopoczucie gościa.
-Jest znośnie...
-Wychodzisz z jadalni lewym skrzydłem, idziesz do końca najdłuższego korytarza. Możesz przespać się w ostatnim pokoju po prawej.
-Dziękuję - odparł niewyraźnie zwiadowca, wstając od stołu.
Poszedł zgodnie z instrukcjami do końca długiego korytarza w lewym skrzydle, gdzie się zatrzymał.
-Cholera... Ostatni po lewej, czy po prawej? - zamruczał do siebie - Wejdę do pierwszego lepszego pokoju.
Feradan zacisnął dłoń na klamce i pociągnął ją w dół, otwierając grube, dębowe drzwi, za którymi ujrzał wielkie łóżko.
Rozejrzał się po pokoju, zauważając, że płomień świeci przy niewielkim biurku wciąż się pali. Wtem zauważył ludzką sylwetkę siedzącą przed biurkiem.
-Nie ten pokój - dobiegł do niego delikatny, kobiecy głos.
Sylwetka podnosiosła się z krzesła, odwracając się w stronę młodzieńca.
-Jesteś jednym z tych zwiadowców? - zapytała dziewczyna.
-Owszem, moja pani - odparł szarmancko Feradan, zapominając o swym złym samopoczuciu.
-Nie powinieneś być w jadalni wraz z resztą?
-Musiałem się przespać, więc lord Samael udzielił mi jednego z tych pokojów... Chyba jednak nie tego.
-A może jednak tego? - zaśmiała się dziewczyna, żartując ze zwiadowcy - Wtargnąłeś do pokoju córki lorda Blacka.
-Córki? Nie wiedziałem, że ma córkę.
-Nie ma się co dziwić. W waszym oddziale zapewne nie ma szlachciów. Żaden ze sławy by nie zrezygnował i ruszyłby wraz z główną armią.
-Tu się mylisz, ma pani - uśmiechnął się zalotnie mężczyzna - Jestem z rodu Lightbringerów, z Macindal.
-Doprawdy? - dziewczyna zbliżyła się do Feradana, przyglądając mu się.
-Hm? O co chodzi?
-Mój panie, zechcesz, że odprowadzę waszą wysokość do waszego pokoju - ukłoniła się z uśmieszkiem.
-Nie przypominaj mi o tym dworskim sposobie mówienia służących. Proszę - prychnął Fer.
-A więc jak ci na imię, Lightbringerze?
-Feradan. A ty, moja pani?
Dziewczyna zaśmiała się cicho i odpowiedziała:
-Luna, miło mi.
Dziewczyna wróciła do biurka, zapalając drugą świecę, po czym ponownie odwróciła się do Feradana.
Lightbringer przyjrzał się rozmówczyni. Miała ona bladą cerę, niebieskie oczy i rozpuszczone, kruczoczarne włosy. Była w miarę niska i szczupła. Odziana była w ciemnoszarą, krótką sukienkę.
-Chyba powinieneś już iść, Fer - powiedziała słodkim głosem, wracając do biurka.
-Prawda, moja pani. Miłej nocy.
Feradan wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi i skierował się wzdłuż ściany z jasnego marmuru do kolejnych drzwi. Westchnął ciężko, otwierając je. Pokój okazał sie pusty. Lightbringer zdjął z siebie futrzany strój i skierował się w stronę łóżka. Rzucił jeszcze okiem za okno, spoglądając na na bezchmurne, nocne niebo i położyć się spać.
Rano czuł już się lepiej. Pożegnał się z Luną i ruszył wraz z resztą oddziału ku Viennie.




== Rozdział III ==
-Meldujemy się! - zawołał Fox, dobiegając do jednego z generałów oblegających.
-Wataha, tak?
-Tak jest!
-Dołączycie do następnego szturmu. Uważać na siebie.
Towarzysze zdążyli jeszcze pożywić się suszonym mięsem i popić wodą, po czym odziali na siebie pancerze, chwycili za broń i ruszyli do ataku.
Feradan wspiął się na mury po drabinie zaraz za Greywolfem. Zauważając łuczników ostrzeliwujących z wieży macindalczyków, ruszył wraz z towarzyszami ku nim. Wtem drogę zagrodził mu jakiś strażnik, którego Feradan wraz z Foxem zranili w korpus i zrzucili z muru.
Nagle z wieży wybiegło trzech strażników. Młody Lightbringer zacisnął palce na rękojeści miecza i doskoczył do przodu, śmiertelnie raniąc w kark jednego z napastników. Wtem zauważył, że kolejny już usiłuje uderzyć go buławą. Odchylił się do tyłu, unikając uderzenia oraz tracąc równowagę i przewracając się. Strażnik już miał zadać kolejny cios, gdy otrzymał strzałę w serce. Feradan odwrócił głowę, spostrzegając, że Matteo i Winter Wolf sięgnęli po łuki, osłaniając go. Młodzieniec zamachnął się nogą, uderzając nią w nogę trzeciego obrońcy muru i powalając go na ziemię. Następnie Feradan wstał, podnosząc swój oręż i dobił mężczyznę. Oddział wbiegł po schodach na wieżę, gdzie stoczyli walkę z łucznikami. Po kilku chwilach na ziemię padł ostatni łucznik. W tej samej chwili z głębi miasta zawył róg alarmowy. Zwiadowcy zbiegli z wieży, napotykając na murach jednego z generałów oblężenia.
-Panie! - zawołał Fox.
-Dobra robota, chłopcy.
-Co to był za róg?
-Obrońcy miasta zostali rozgromieni. Wycofują się tylną bramą.
-Dokąd dotrzeć można przez tamtą bramę?
-Tylko do miasteczka Czarnywody, leżącego w dolinie.
-Powinniśmy ich dogonić, nim odnowią siły.
-Zajął się tym Trayus Lightbringer
-Trayus? - wtrącił się Feradan.
-Owszem. Możecie mu pomóc.
Oddział udał się przez miasto do bramy tylnej, gdzie trupów zarówno armii Lightbringerów, jak i obrońców Vienny.
-Trayus! - zawołał Matteo, wskazując na samotnego wojownika, który rzucił się na wycofujące się jednostki.
Bliźnięta rzuciły się, by pomóc bratu. Wtedy Trayus otrzymał pierwsze cięcie, które powaliło go na kolana. Następne okazało się zabójcze. Uciekające resztki sił Vienny spostrzegły Watahę i uciekli za bramę, dosiadając koni i odjeżdżając.
Bracia pochylili się nad martwym Lightbringerem, gdy dołączył do nich jakiś generał.
-Był dzielny, ale lekkomyślny.
-Prawda, ale to oznacza, że teraz musimy wracać do domu i opowiedzieć o wszystkim ojcu - odparł Matteo.
-Słusznie. Przyjmiecie dziedzictwo rodu, jednak nie zdążycie na ostateczną bitwę.
-Macie zamiar dogonić ich? - zapytał Feradan.
-Tak... Ta wojna zakończy się w Czarnywodzie. Przygotujcie się do powrotu.



== Rozdział IV: ==
-Jesteśmy wdzięczni, że postanowiliście nam towarzyszyć w drodze powrotnej - powiedział Feradan do trzech towarzyszy, którzy wcześniej ruszyli wraz z Lightbringerami do Macindal.
-Jesteśmy oddziałem. Nie możemy od tak po prostu was zostawić. Poza tym, zawsze jest szansa, że zostawicie nieco złota dla swych towarzyszy... - zaśmiał się Greywolf.
-Po drodze zatrzymajmy się na dworze Blacków. Robię się głodny - przerwał im Winter Wolf.
-Oczywiście, zatrzymamy się u nich - przytaknął Feradan, widząc okazję, by zobaczyć się z Luną, o której całą drogę nie mógł przestać myśleć.
Blackowie ponownie ugościli zwiadowców i zaprosili do stołu.
Feradan ledwo tknął kolację przygotowaną przez służki. Nie mógł przestać szukać wzrokiem na dziewczynę, do której zaczął odczuwać dziwne przywiązanie.
-A więc, powiadacie, że wojska Archolos wycofały się do Czarnywody? - zapytał Samael.
-Owszem - odpowiedział Greywolf.
-Dlaczego więc nie jesteście z resztą?
-Nasz starszy brat zginął w walce. Mamy wrócić do rodzinnej twierdzy, by przyjąć dziedzictwo rodu - odparł Matteo
-A czy trzej wam towarzyszą, tak?
-Ano... Jesteśmy drużyną, żyjemy razem - wtrącił się Fox.
-Przepraszam, chciałbym rozprostować nogi. Jeżeli nie urazi to gospodarza, chciałbym opuścić salę - w końcu zniecierpliwił się Feradan.
-Naturalnie. Nie trzymam cię tu.
-Dziękuję - powiedział, wstając od stołu.
Feradan skierował się do pokoju, w którym poprzednio zastał Lunę, wyprostował się i zapukał do drzwi. Nikt jednak ich nie otworzył. Ze zrezygnowaniem zaczął przechadzać się po korytarzach dworu, szukając dziewczyny, aż w końcu wyszedł na dziedziniec.
Uniósł wzrok, spoglądając w bezchmurne, gwieździste niebo, odczuwając lekki, chłodny wiatr, który subtelnie ochładzał letni upał.
-Witaj, Fer - dobiegł do Feradana taki sam delikatny i dziewczęcy głos, jak wcześniej.
Zwiadowca odwrócił się, wbijając wzrok w zbliżającą się do niego Luny.
-Luna... Szukałem cię.
-Naprawdę? A czegóż to chciałeś? - powiedziała, uśmiechając się lekko.
-Zatęskniłem za tym lekkim, wesołym głosikiem, wiesz?
-Wracasz na Macindal?
-Na to wygląda. Wraz z bratem musimy przejąć majątek rodowy.
-Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy.
-Nie ma innej możliwości...
-Chodźmy do twych towarzyszy. Chciałabym im poznać.
Następnego dnia oddział pakował się do podróży, gdy zatrzymała ich Luna.
-Feradan, możemy zamienić słowo?
-Pewnie. O co chodzi? - odpowiedział, idąc za dziewczyną.
-Przyszły dzisiaj wieści z Czarnywody - oznajmiła ponuro.
-I co?
-Posłaniec powiedział, że w trakcie bitwy do miasta wkroczyła grupa czarnych magów, którzy wyzwolili potężne moce, które zabiły wszystkich. Macindalczyków, ludzi Archolos, a także niewinnych mieszkańców miasta.
-Jak to?
-Posłaniec ten powiedział także, że należy do nowo utworzonego zakonu - Balaur Erudi. Zakon ten obrał sobie za cel wytropienie i ukaranie ludzi odpowiedzialnych za tę tragedię. Poszukują ludzi do walki.
-Mogę wspomóc. Ruszę z armią rodu.
-Mówił także o tobie, jednak nie wydaje mi się to możliwe. Dołączenie do nich oznaczać będzie wyrzeczenie się dziedzictwa i majątku.
-Zaraz, dlaczego ten posłaniec dotarł do ciebie? - zastanowił się Feradan.
-Wysyłano po jednym do każdego większego rodu na Wschodnim Archipelagu. Każdy syn i córka szlachecka, którym nie przysługuje prawo do dziedziczenia, mają prawo do wstąpienia w szeregi zakonu.
-Czy to oznacza, że chcesz do nich dołączyć?
-Jestem córką. Nie czeka mnie tu majątek ani spuścizna. W ten sposób przynajmniej wspomogę tak ważną sprawę.
-Wybierz się ze mną do mej twierdzi - rzucił nagle Feradan.
-Co? Dlaczego?
-Sam nie wiem... Ta cała sytuacja z Czarnywodą. Muszę przemyśleć to wszystko. Zgodzisz się jechać ze mną?
Luna uśmiechnęła się życzliwie, odpowiadając:
-Dobrze.



== Rozdział V: ==

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.deathl2.pun.pl www.psychoug.pun.pl www.forumrozrywkowe.pun.pl www.lhs.pun.pl www.digitalworlpl.pun.pl